Komentarze: 0
Na angielskim babka oczywiście znów miała jakieś wąty, ale jak teraz na patrzę tyo mi się z niej śmiać chce:-) Mianowicie twierdziła, że ja się czuję zbyt swobodnie, bo co jak co to jednak jest lekcja:-))) Nie powiem, bez winy nie byłam bo na przykład na geografii nie odważyłabym się zrobić czegoś takiego: ryknąć przez całą salę "Pożycz mazaka":-) A tam - mam w końcu coś, czego nikt nie przebije. Na chemi i polskim żadnych rewelacji poza tym, że na obu było nudno:-P Co tam dalej? Aha - geografia. No siak. Straszną [nienawidzę mówić sloganem hip-hopowym, ale to najlepsze określenie] zajawkę mam na kosmos. Pożyczyałam sobie w bibilotece TAAAAAAAAAAAKI tom i tam fajne rzeczy są. O takich różnych śmieciach w kosmosie, jak nasza ziemia:-P Kurda macia, jutro w cholerę książek. Pieprzone lekcje, no bo jak w jednym dniu można upchnąć: fizykę, biologię, matematykę, historię, angielski i polski, bez przesady. I doszłam do wnoisku po kilkuminutowym dumaniu, że skoro teraz nie mam już nic więcej do powiedzenia to nie warto pisać na siłę.
PS. Czekam na pomarańcowe widmo...